OTOCZENIE BŁAGALNYCH KARTEK


Cześć.

Weekend leci, a książek na stoliku obok łóżka jakoś nie ubywa, a wręcz przeciwnie... Ja natomiast nadal staram się wyjaśnić sam sobie, jaki jest sens brania się za czytanie trzech-czterech książek na raz. A do tego już sam nie pamiętam, ile powieści, poradników, zbiorów esejów zacząłem czytać, by po kilkudziesięciu stronach odłożyć jako coś... nie wiem... niepotrzebnego, nieistotnego, zawalającego miejsce w realnym świecie i świecie głowy.

Nadal jednak - pomimo papierowego zagracenia - odczuwam przyjemność z przebywania w otoczeniu kartek, które pragną być przeczytane. Prawda!!!

Jednakże odnajduję w tym wszystkim sens, gdyż otwieranie kilku książek niemalże na raz tworzy nową poetykę. Z jednej strony mam bowiem kompendium wiedzy o moim literackim bogu, obok zaś zestaw dobrych (a wręcz przewspaniałych) myśli na każdy dzień roku, kupiony na wyprzedaży w empiku. Dalej zaś książka, która aż kusi opowiedzianą w niej historią o Hiszpanii, historii rodzinnej, dramacie i miłości - a wszystko zdobyte dzięki "wystawce" (bookcrossing) w bibliotece, a na samym dnie wpisy blogowe, które - oprócz dawki wspaniałej literackiej roboty - dają świeże i wciąż odkrywcze spojrzenie na życie.

Wszystkie te książki są ciekawą podróżą same w sobie, natomiast wspólnie tworzą zupełnie niesamowitą poetykę, kreują rzeczywistość świra literackiego, jakim od zawsze byłem i zawsze chcę być. Świra, który niejednokrotnie przedkłada przelanie swych spostrzeżeń na papier/ekran, niż gromadzenie ich w głowie dla przyszłości... Ale jakiej znowu przyszłości? Carpe diem, pamiętacie?

W porządku, ale o co mi chodzi, pomyślicie. Po pierwsze o to, że przebywanie w otoczeniu słów innych ludzi, niejednokrotnie bardziej twórczych od nas, bardziej doświadczonych lub też (po prostu) interesujących tworzy w nas samych nową realność, otwiera kolejne pokoje, do których klucze mamy poukrywane głęboko w podświadomości. Jeżeli tylko pozwalamy im na to, możemy dotrzeć do miejsc, które zdołają przekształcić nawet jeśli nie nas samych, czy też nasz ogląd świata wokół, to chociaż drobną chwilę, która być może zostanie w nas na zawsze.

Po drugie zaś, ja od zawsze byłem podatny na sugestie świata, zwłaszcza literackiego. 

Chciałem/potrafiłem/lubiłem/musiałem (wybierz najlepszą opcję, Paweł, he, he, he) wiązać słowa na papierze z moimi pragnieniami i myślami, by stworzyć nowy świat. Wiecie, taki introwertyczny zabieg marzyciela... A słowa na papierze/ekranie od zawsze stanowią ekwiwalent mnie samego.

Słowa, przekształcające się w opowiadania, czy też wpisy są dla mnie istnieniem! I tyle.

Kochacie książki? Takie proste pytanie, prawda?

Kochacie czytać? Kochacie słowa? Kochacie ich klejenie lub rozklejanie? Wolicie całe ciało żaby, czy też jej sekcję, jak na biologii?

✍✍✍✍✍

Dziś znów piszę o sobie. O moich potrzebach. Poprosiłbym jednak, byście odpowiedzieli na powyższe pytania. Jedno słowo... Wystarczy.

Chciałbym jeszcze zrobić mały eksperymencik. Rzeczywistość niejednokrotnie dawało i nadal daje mi inspirację. Dziś rano grzebałem po moich nie tak dawnych archiwach opowiadań i znalazłem jedno, które napisałem kilka lat temu. Przeczytałem je i przypomniałem o historii jego powstania. Wystukałem je kiedyś podobnie, jak inny tekst, który możecie znaleźć na tym blogu ("Mamo!" LINK) pod wpływem wiadomości telewizyjnych, lektur, potrzeby przelania w słowa gniewu na świat za to, jak podli mogą być ci, którym wydaje się, że mają więcej siły i potęgi tylko dlatego, że są więksi i podobną stanowią głowę rodziny. 

Pisząc dzisiejszy post początkowo chciałem wkleić to opowiadanie bezpośrednio pod tekstem, potem jednak uznałem, że lepiej będzie, jeśli umieszczę je jako osobny wpis. Wiecie, tematyka nie jest lekka... Opowieść dotyka kwestii rodzinnych, nienawiści, gniewu... mojej niechęci wobec zła. Jeśli chcecie przeczytać opowiadanie, znajdźcie post poniżej lub w etykietach kliknijcie DZIEŃ OJCA lub też wejdźcie w ten LINK. Napiszcie, co myślicie...

Czy zemsta to jedyny ratunek?

Trzymajcie się dzielnie, do przeczytania następnym razem.


Komentarze

  1. Zemsta...daje ulgę.. Na chwilę... Potem przychodzą wyrzuty sumienia... Ale każda zła sytuacja w życiu czegoś nas uczy i albo powielamy błędy oprawcy - rodzica albo staramy się o wiele mocnej kochać swoją rodzinę, dać jej to czego sami nie mieliśmy. Niestety mało kiedy nasze życie po trudnych doświadczeniach jest poukładane, czasem zwyczajne jesteśmy zagubieni, nie potrafimy kochać bo ktoś nas tego nie nauczył. Chociaż się staramy.
    Uwielbiam Pana opowiadania, odnajduję w nich cześć swojego życia.
    Dziękuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze - dziękuję za odpowiedź.
      Po drugie - życie nieustannie atakuje nas tym, co złe. Sam staram się istnieć tylko po jasnej stronie, lecz czasem nie istnieje nic, co może stanowić usprawiedliwienie dla mojej złości/gniewu na szaleństwo.

      Usuń

Prześlij komentarz