MAŁA CHWILA DLA BOBA :)



Hej, wróciłem. Na chwilę... 

Siedzę przy klawiaturze i korzystam z momentu spokojnego myślenia. Kilka chwil, kiedy umysł nie pędzi we wszystkich możliwych kierunkach w czasoprzestrzeni. Sądzę, że owe momenty w pewien sposób mogą zdefiniować to, kim jesteśmy, jak działamy. Kiedy bowiem zasuwamy niczym dobrze nakręcone zabawki z odpustu (takie, w których sprężyny są jeszcze nieporozciągane), istota, która potrzebuje uspokojenia i zrozumienia, jest uśpiona, co najwyżej czasami tylko chrapnie cicho przez sen, ale na tym polega jej działanie. Dorzucamy jej jedzenia do miski, klepiemy po łebku, byle tylko spała dalej, ale tak naprawdę ona chce wstać i się z nami pobawić. Wszak jest nami, naszym umysłem, byciem, wszystkim, co dla nas ważne.

Chwile uspokojenia - kiedy ciało opada na kanapę, czy krzesło, a głowa może przestać wirować w szale pędu - sprawić mogą, że nasze zwierzątko (niech to będzie nas własny Bob - jak potworek wprost z dziwacznego filmiku) wreszcie wstanie, przeciągnie się i będzie mogło podokazywać w naszym towarzystwie.

Wtedy może dotrzemy do odpowiednich wniosków:

Że warto znaleźć chwilę dla tego zwierzątka...


Że pobłażanie sobie i wymówki to łatwa droga ku samozagładzie...

Że zapach książki, którą otwieramy wieczorem  jest tak wspaniale nęcący i stanowić może nagrodę dla skołatanego umysłu...

Że zwykły całus i parę słów zamienionych przed snem mogą być prawdziwym zadośćuczynieniem...

Szczerze uważam, iż sam pęd ku codzienności może nas zniszczyć i wyssać z nas moc. Jest w stanie skazać nas na zagubienie w samozniszczeniu, zniechęceniu. Nie wszyscy mamy tak wspaniałą możliwość powiedzenia, że obowiązki każdego dnia, wyzwania, które stawia przed nami świat, są wystarczające do szczęścia. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, iż mogą nim być, jednakże na dłuższą metę zmienią się w kamień w bucie, który przeszkadza i przeszkadza, lecz i tak nie będziemy w stanie go wyjąć. 

Fellini powiedział kiedyś (ha, cytuję za Pinterest), że życie jest mieszanką magii i makaronu. Jakkolwiek brzmią owe słowa, mogę się pod nimi podpisać i to z ogromnym bananem na ustach. Bo odnoszę wrażenie, że obie z tych rzeczy to jedzonko dla Boba, tego schowanego stworka, który tylko czeka, by otworzyć oczka i dać nam chwilę radości, wytchnienia.

On wyciąga do nas swoje łapki, jak dziecko pragnące przytulenia, jak miauczący kot, który zerka na swoją pustą miskę. Odwracamy wzrok, zapamiętale stukając w klawisze, wyliczając faktury, projektując, ogarniając ćwiczenia z Present Perfect, lecz Bob czeka, jest cierpliwy. Wie bowiem, że żyje w nas głęboka potrzeba złapania kilku momentów ulgi, zagłębienia się w swojej radości. Kiedy piszę te słowa, Bob siedzi obok mnie i uśmiecha się, pokazując kciuk w górę. A ja czuję, że jest mi naprawdę dobrze, przez tych kilka sekund...

Muszę zaznaczyć, że codzienność mnie nie przytłacza. Zmusza do pędu - oczywiście. Nadal jednak stanowi baterię mojego istnienia. Daje mnóstwo satysfakcji, możliwości. Wiem jednak, że muszę pozwolić jej na parę minut zatrzymania. Dla mojego własnego spokoju.

⭐⭐⭐

Czy pisząc powyższe słowa nieco kręcę? Biegam dookoła tematu? Zapewne uznacie, że tak właśnie jest, ale miałem dziś ochotę napisać coś właśnie takiego, mówiącego nie-wprost o tym, co tak naprawdę mógłbym streścić w kilku słowach... Co mógłbym odnieść do wielu moich wcześniejszych wpisów...

Mam dla Was (i siebie) zadanie - niech nasz Bob czuje się dobrze, żyje spokojnie. Dajmy mu szansę na zabawę z nami. Jestem pewien, że odwdzięczy się, jak tylko będzie potrafił... Uśmiechem, uspokojeniem, pomysłami, nową wizją codzienności...

Dziękuję Wam za bycie tutaj ze mną. Wszystkiego dobrego i do przeczytania. Może i za tydzień🙋.

Komentarze