A TERAZ MOJE STOPY NIE BĘDĄ DOTYKAĆ ZIEMI



Czołem.

Dziwnym trafem, zbiegiem okoliczności, czy innym pędem zdarzeń, ostatnimi czasy zacząłem natrafiać w różnych mediach na artykuły, ogłoszenia, reklamy dotyczące wypalenia zawodowego. Jeżeli napotkanie tego typu informacji na "facebookowej" stronie magazynu Coaching uznałbym jeszcze za coś jak najbardziej naturalnego (wszak kiedyś kliknąłem tam ikonkę LUBIĘ TO), o tyle wyskakujące na różnorakich portalach teksty związane z tym zagadnieniem z częstotliwością 1-2 dziennie mógłbym już uznać za coś godnego uwagi. Czyżby otaczające mnie procesory, z którymi mam kontakt, wiedziały, czego mi teraz trzeba? Czyżby - tak zwana - sztuczna inteligencja zmieniała się w mojego osobistego trenera? A może (po prostu) mamy teraz sezon na zwątpienie i zastanawianie się nad swoim stanem zawodowo-motywującym.

Pisałem ostatnio o SWOT. Przyznaję, że pod literką T (Threats - Zagrożenia) ująłem w moim własnym zestawieniu owo wypalenie zawodowe. W mojej pracy nie ma miejsca na tego potwora. Codzienny kontakt z ludźmi, konieczność przekazywania im wiedzy, siły, chęci do współpracy; energia, której nie może zabraknąć - dla własnego czystego sumienia i zadowolenia innych... Wszystkie te elementy w pewien sposób napędzają silnik do pracy. Pozostaje we mnie obawa, że pomimo posiadania pięciobiegowej skrzyni biegów (ha, może nawet i sześcio- czy siedmio-), silnik może się zakrztusić i zacząć stękać, sapać, kwękać... Bo nie da rady, bo za dużo, bo potrzebuje odsapnięcia.

Czy wtedy pojawić się może wypalenie? Czy to zaledwie leciutki zgrzyt,, chwilowy kryzysik, który można łatwo zwalczyć. Oj, to zależy od pacjenta.

Jestem dość wiernym fanem tworzenia zapisków, analiz pisemnych - dla mnie słowo pisane pozostaje, nie odlatuje, zawsze możemy do niego wrócić, jeszcze raz na nie spojrzeć. Dlatego też uważam, że w celu uniknięcia sytuacji kryzysowej, można zapisać to, co nas dręczy w tej chwili, co może wywoływać strach, prowadzić do owego strasznego wypalenia. Dostrzeżenie tych słów sprawi, że gdzieś w mózgu zacznie się odbywać swoista reakcja. Nasz umysł przyjmie te informacje, przytuli i powie: "Tak, to prawda, jestem słaby, chcę usiąść i odpocząć!!!" albo też przemieli je, przeżuje i wypluje z siebie wraz z bólem głowy lub silnym snem, z których powstaniemy odświeżeni.

Tak myślę. Musimy dostrzec nasz kryzys, nasze wypalenie, powiedzieć o nich nam samym, poinformować samego siebie. Zanim poszukamy pomocy gdzieś na zewnątrz, dokonajmy samoleczenia, może i samouzdrowienia. Pobądźmy chwilę z nami samymi, a być może (ha, nigdy nie ma NA PEWNO) odnajdziemy odpowiedź na to, co nas dręczy. W tych chwilach możemy być introwertykami (wczoraj doszedłem do wniosku, że raczej bliżej mi właśnie do owego introwertyka niż ekstrawertyka).

Ja przebijam się przez każdy dzień, znajdując w chwilach szanse i możliwości. Nie zawsze się udaje, pojawia się lęk, lecz ogólny rachunek jest wypisany czarnymi literami, nie zaś czerwonymi, wskazującymi braki na koncie.

Czasem odlatuję, wzbijam się kilka centymetrów ponad ziemię, bo tak mi jest dobrze, trochę bezpieczniej, pewniej. Sądzę, że lekkie uniesienie jest dobrym rozwiązaniem, pozwalającym na pozbycie się ciężaru z barków. Wspomniane na początku wypalenie zawodowe jest ciężkim głazem, który zdołamy podźwignąć zaledwie na kilka sekund, a i to zaledwie na parę centymetrów. Ja natomiast mogę na niego wleźć i skoczyć, by na moment poczuć lekkość. Kiedy zaś jestem tych parę sekund ponad, wiem, że nie dopadnie mnie nic, co mogłoby sprawić, iż wyschnę i obumrę. 

Nie wierzę w moje wypalenie, ono nie istnieje. Internet się myli. Moja głowa - choć zdarza się jej zbliżać do stanu zwątpienia i zawieszenia - jest zamknięta na zwątpienie i wyciszenie. Nie ma dla nich miejsca. 

OK, chyba musiałem o tym napisać. Być może w kolejnym wpisie będzie bardziej konkretnie, być może nadal eterycznie. Wiecie, ja zawsze siadam do pustego ekranu i zaczynam. W głowie kolebią się pomysły, notatki leżą na biurku, ale efekt końcowy to zawsze niewiadoma.

Pozdrowionka serdeczne i do przeczytania.


Komentarze