GDZIE JESTEŚ?



Czołem.

Chyba czuję potrzebę napisania o czymś, co zdarzyło się kilka dni temu. Spokojnie, nie mam na myśli niczego efektownego, drastycznego, koszmarnego, zwalającego z nóg. Chcę wspomnieć tu o drobnej sytuacji, która miała miejsce w zeszłą sobotę. Sytuacja ta w pewien sposób odbija to, kim jestem, kim się stałem, jaki poziom siebie-samego osiągnąłem.

Z punktu widzenia człowieka, którym obecnie jestem, mogę powiedzieć, że w pewien sposób przechodzę przez emocjonalne przemiany. Nie nazwałbym tego kryzysem wieku średniego, bo to raczej zbyt silne słowa - nadal nie kupiłem sobie Harleya, nie staram się zmienić w nastolatka, by ukryć napływające lata, nie zacząłem rozglądać się za samochodem wyścigowym.😁😋 Sądzę jednak, iż w środku mnie samego odbywa się proces w drobny sposób zbliżony do przemian zachodzących w głowie właśnie owego nastolatka, przechodzącego od wieku dziecięcego do (powiedzmy) dorosłego. Ja najwidoczniej przekształcam się w kogoś, kto jest wyżej, dalej... Hmmm, komplikuję? Mam nadzieję, że nie. Próbuję jedynie stworzyć małe wprowadzenie do czegoś, co będzie poniżej.

Widzicie zdjęcie na górze tego wpisu, prawda? Znacie film? Gwoli przypomnienia - kadr pochodzi z obrazu Krzysiu, gdzie jesteś? Jest to historia Krzysia, który dorósł, stracił kontakt z lasem, w którym pozostawił swoich pluszowych przyjaciół, wpadł w wir codzienności. Zatracił przy okazji swoją dziecinność, radość z życia. Zapomniał o tym, co powinno liczyć się w świecie. Stał się karykaturą człowieka, przerysowanym dorosłym wprost z książeczek dla dzieci - zawsze pracującym, zapominającym o rodzinie, pochłoniętym do cna przez ciąg: pieniądze-praca-sen-pieniądze-praca-sen... Nic innego nie gra obecnie dla niego roli, chodź sam Krzyś podkreśla, że szczęście córki jest dla niego najważniejsze. Widzimy na ekranie, jak miota się on między jednym zadaniem a drugim, tracąc swą rodzinę, gubiąc wszystko...

Jednakże przeszłość i czasy dzieciństwa dają o sobie znać. Kubuś Puchatek i inni przyjaciele ze Stumilowego Lasu powracają do Krzysia. Nie poznają go, bo w sumie wyrósł, przestał być dzieckiem. Tylko Kubuś od samego początku nie ma kłopotu z tym, kim jest ten dojrzały facet ze zmarszczkami i zmęczoną twarzą. To nadal jest Krzyś.

Do czego zmierzam? Do jednej sceny, która sprawiła, że w moich oczach pojawiły się łzy. Oglądałem ten film tylko przy okazji, jednym okiem. Nie przykładałem ogromnej wagi do tego, co działo się na ekranie telewizora. Rozumiałem przekaz, całość robiła doskonałe wrażenie, lecz niekoniecznie była tym, czego było mi trzeba. Jednakże w pewnym momencie filmu pojawiła się ta właśnie scena.

W niej to Kubuś i Krzysiu (a raczej Krzysztof) siedzą razem i rozmawiają. Krzyś mówi, że jest zagubiony, natomiast Kubuś odpowiada, że go znalazł i obaj się przytulają, potem zaś Krzyś zaczyna płakać. I przyznaję się, że oglądając tę scenę, tych kilka minut filmu, też miałem łzy w oczach. Miałem ochotę zapłakać, ale jakoś zdołałem się powstrzymać.

Krzyś płakał, bo uświadomił sobie, jak wiele zatracił z tego, kim był; że zgubił samego siebie, zaczął się okłamywać, ranić innych, tylko dlatego, że zawładnęła nim dorosłość i jej niezmienne zasady. Zapłakał, gdyż Kubuś był dla niego symbolem czystości, prostoty, piękna i cudowności życia. Prawdziwego życia, poza szaleństwem korporacyjnego bytu i pędu za pieniędzmi. I odnaleźli się.

Dlaczego ja chciałem płakać? Może z tego samego powodu, co Krzyś... A może dlatego, że tak bardzo chciałbym być Krzysiem, stojącym pomiędzy światami dziecka i dorosłego, mającym swojego własnego Kubusia, który mógłby przypominać, czym jest życie i co, tak naprawdę, się w nim liczy. Praca zawsze się znajdzie, pieniądze też. Jeżeli jednak stracę mojego wewnętrznego Krzysia i zacznę ranić swoją rodzinę, to ten fakt już nie odejdzie, nie zniknie, pozostanie, jak blizna po nieprzyjemnym wypadku. Jak mógłbym przestać być tym, kim jestem? Czy niby-uporządkowanie i popadnięcie w szarość musi być wyznacznikiem czegokolwiek? Krzyś przykrył głowę kapeluszem i tym samym zamknął dopływ magii do umysłu. Magia zaś  - według mnie - stanowić powinna nieodłączną część nas samych. Nie chcę jej szukać, skoro wiem, iż wiele jej posiadam. Nie chcę jej oddać, bo sądzę, że jak dotąd pomagała mi ukształtować mnie samego i mój świat. 

Nie chcę stracić mojego Krzysia. 
Chcę trzymać w ramionach mojego Puchatka.
Pragnę być dorosłym, który ma w oczach błysk dziecięcej radości.
Nie chcę być karykaturą człowieka.

OK, to tyle. Chciałem napisać o tym, bo czułem, że te słowa najlepiej zabrzmią w mojej głowie "na świeżo". Za tydzień lub dwa mógłbym je czymś zagłuszyć. Dziś jednak są mocne i prawdziwe.

Znajdźcie swoje wewnętrzne dziecko i pielęgnujcie je, z jak największą miłością potraficie. To zaprocentuje, jestem przekonany.

Buziak i do przeczytania.


Komentarze