5W - FIRMA I RODZINA


Cześć.

Dzisiaj będzie krótko (raczej) i pragmatycznie. Tak, z tą pragmatycznością różnie u mnie bywa - dobrze wiedzą o tym ci z Was, którzy czytają ten blog. Czasami lubię odpłynąć i to dość daleko. Tym razem jednak dołożę starań, by utrzymać siebie w ryzach. 

Kiedy wspomnę o metodzie 5W, zapewne wielu z Was pokiwa głową, bo dobrze o niej wie. Niepotrzebne, według mnie, jest dokładne przytaczanie tutaj jej historii, wszystko bowiem znaleźć możecie po wpisaniu nazwy w Wikipedii. Abyście jednak nie uciekli już teraz, wspomnę tylko, że ogólną zasadą działania w tej metodzie jest zadawanie pięciu pytań DLACZEGO? Stosowana jest ona w sferze przemysłowej i polega na odnajdowaniu rozwiązań dla problemów, a wszystko w wyniku odpowiedzenia na pięć pytań o przyczynę powstania kłopotu. Ów sposób działania jest tak popularny, że można go odnaleźć na całym świecie, w każdym podręczniku marketingu, zarządzania, etc. Popularność owa wynika z prostoty samej metody - zadajemy pytania, a potem obudowujemy je znaczeniami. Rzućcie okiem na ten link - 5W - przykład.

Mowa tam o tworzeniu zespołów, określaniu problemów, etc. Dla korporacji i wszelkich przedsiębiorstw to chleb powszedni, ale nie wszyscy jesteśmy pracownikami firm, w których mamy do rozwiązania problemy. Albo - inaczej - pracujemy w nich, lecz próbujemy przenieść pewne elementy rzeczywistości, w której przebywamy kilka godzin dziennie, czyniąc z niej drugi (albo i pierwszy?) dom. Fakt, bycie menedżerem w swoim domu i wydawanie poleceń podwładnym nie jest zbyt zdrowym rozwiązaniem. Możemy zastosować pod własnym dachem premie uznaniowe? Hmmm… Ciekawe, lecz do pewnego momentu. A cięcia kadrowe? Nie, tu już się zapędzam.

Przeżywamy w naszych domach różnorakie kwestie sporne. Musimy znaleźć rozwiązania, kompromisy, często po prostu przepychamy się, pokazując, kto z nas jest silniejszy i jak mocno potrafi zgnieść inną osobę/partnera/męża/żonę/dziecko. Każdy problem jednak ma swoje korzenie, do których powinniśmy dotrzeć. Czasami są one oczywiste, czasami całkowicie ukryte pod stwardniałą powierzchnią niezrozumienia, niechęci, etc.

Zastanawiam się nad 5W i próbuję w głowie przenieść ją do praktyki, a najlepiej do zwykłego życia i kontaktów międzyludzkich. To tylko pięć pytań, a w zasadzie pięciokrotne powtórzenie jednego pytania. Czy potrafimy dojść do konkretnego wniosku o przyczynie powstania problemu poprzez zadawanie pytania i to tylko 5 razy??? A może ta krótka nazwa metody jest tylko przyczynkiem do rozmowy, uspokojenia, ogarnięcia wszystkiego w ciszy i bez nadmiernych emocji. Wiecie, bardzo łatwo jest napiąć się, wyprostować i machać łapami, wykrzykując: DLACZEGO ZNOWU PITOLISZ GŁUPOTY??? DLACZEGO GARY BRUDNE??? DLACZEGO NADAL JEST TU TAKI SYF??? Po co ja za ciebie wychodziłam?... O ile trudniej jest natomiast usiąść i powoli przedyskutować wszystkie sprawy. Zadawać pytania bez obwiniania, po to zaś, żeby dotrzeć do konkretnych wniosków - o przyczynie, sposobie rozwiązania, efektach.

Odnaleźć trafne pytania...

5W zapewnić nam może jedynie wstęp do domowego analizowania - twórczego i trafiającego w sedno sprawy. Pytania wklejone w tej metodzie mogą być zalążkiem wspólnego myślenia, zachętą do zatrzymania się i uspokojenia. Nie musimy tworzyć planszy, jak na spotkaniu biznesowym, rozpisywać czegokolwiek, tworzyć mapy myśli, bo nasze życie nie jest przedsiębiorstwem. Jednakże pytania i przemyślenia muszą się pojawić - dotrzemy do wniosków, znajdziemy rozwiązanie. Najważniejsze jest jednak to, by nie popadać w zbytnie rozemocjonowanie, żeby podejść do wszelkich kwestii bez niechęci, patriarchatu, potrzeby dominacji. Jesteśmy partnerami, nie? Bądźmy nimi, zwłaszcza w sferze walki z problemami. Jak wspomniałem powyżej - odnajdźmy właściwe pytania i wypracujmy odpowiedzi.

Cool down...😊

Nie, to nie jest rodzinna dyskusja. 


W porządku. Tyle na dziś. Było krótko, ale (mam nadzieję) treściwie. Jeśli tylko macie jakiekolwiek uwagi - piszcie. Przemyślcie, jakie pytania mogłyby pomóc w rozwiązywaniu problemów, zażegnywaniu konfliktów. DLACZEGO? czasem to zbyt mało. Sądzę, że moglibyśmy bez obaw zacząć zastępować je pytaniem CO ZROBIĆ, BY WSZYSTKO BYŁO DOBRZE?

Porozmawiajmy... Dajmy sobie chwilę spokoju i zastanowienia. Odpowiedzi przyjdą. Muszą przyjść. Szczerze w to wierzę.

Pozdrowionka serdeczne i do przeczytania już wkrótce.


Komentarze

  1. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz